Witajcie!
Chciałem spytać Was czy macie też takie wrażenia jak ja.
Słuchając muzyki z plików mam często wrażenie, że muzyka wykonawców z lat 70 i 80 jest lepsza jakościowo w odsłuchu.
Oczywiście nie jest tajemnicą, że (pochylmy się nad muzyką POP) kiedyś aranże były bogatsze i już z tej przyczyny jest to lepsze w odbiorze ale nie tylko o to mi chodzi.
W muzyce z tamtych lat jest ogólnie jest lepsza przestrzeń (rozmieszczenie w przestrzeni wokali i instrumentów).
I teraz pytanie.
Czy to wina realizatorów w studiu?
O co chodzi? Chociaż...
Na przykład niemalże każdy kawałek Quincy Jones'a czy Harbie Hancock'a (Z PLIKU) jest dobrze zrealizowany.
I tu kolejne pytanie.
Czy to jest to, że za nagranie takich artystów (i innych tej rangi) nie bierze się byle kto tylko dobry fachowiec?
Nie to, żeby nie było teraz dobrych realizatorów ale (w ogólnej masie) to jest ich chyba stosunkowo niewiele.
Pamiętam jeszcze jedną sytuację.
Kolega (czasy szkolne) przywiózł z Budapesztu w latach osiemdziesiątych płytę Depeche Mode - The Singles 81-85.
Słuchała jej cała szkoła. Ja też. Pamiętam, mimo że słuchało się na... raczej kiepskim sprzęcie (jakieś słuchawki od Walkman'a w gąbce) pamiętam świetną realizację tej płyty.
Niestety nie mogę tego powiedzieć o tych samych kawałkach teraz (z plików) po masteringach a pamiętajmy, że wtedy królowała kaseta i taka płyta nie była nagrywana na jakichś super
extra kasetach.
Napiszcie czy tez odczuwacie coś takiego?
Co o tym sądzicie?
Mario
Pozdrawiam